Forum forum.babia.pl Strona Główna forum.babia.pl
Forum Babiogórskie- Forum strony www.babia.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Słowacja na kilka dni
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum.babia.pl Strona Główna -> MTB i sporty zimowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
przemek p
Odznaka Srebrna
Odznaka Srebrna



Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kace

PostWysłany: Wto 0:22, 24 Sty 2006    Temat postu:

Basia Z. napisał:

A z Orawy z Liptowskiej Lesnej do Vychylovki tez boczną (i dosć stromą) drogą.


Basia


Piszemy Liptowska myślimy Orawska. Wink Smile
Na Orawie to ja jeszcze proponuję oczywiście Orawski Zamek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mefistofeles
diabeł wcielony
diabeł wcielony



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 575
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Inowrocław

PostWysłany: Czw 10:15, 10 Sie 2006    Temat postu:

Piątek, 21 lipca
Inowrocław-Medzilaborce (830 km)

Czerwony, motorowy wagon słowackich kolei opuścił tunel. Wraz z nim opuściliśmy kraj. Tłukliśmy się prawie dwadzieścia godzin najpierw osobówka do Torunia, potem pośpiesznym do Krakowa, tym samym do Rzeszowa, choć musieliśmy przenieść rowery do innego wagonu. Z Rzeszowa do Zagórza szynobusem ze zdecydowanie za słabą klimatyzacja, wreszcie do Łupkowa, gdzie pogranicznik wziął nasze dowody a słowacki kolejarz łapówkę zamiast wystawić nam bilety.
W końcu wysiadamy w Medzilaborcach - dość schludnym miasteczku skąd planujemy zacząć naszą eskapadę po północnej Słowacji. Niedrogi nocleg znajdujemy w hoteliku przy klubie sportowym. Jest późne popołudnie, więc miasteczko sprawia wrażenie na wpół uśpionego. Muzeum Sztuki Nowoczesnej im Andy'ego Warhola jest juz zamknięte, podobnie stylizowana na bizantyjską cerkiew na wzgórzu.



Sobota, 22 lipca
Medzilaborce - Bardejov (85 km)

Wyjeżdżamy po 9. Upał już daje się we znaki. Pierwszą rzeczą, jaka nas intryguje po wyjeździe z miasta są dwujęzyczne nazwy miejscowości. Pod białą tabliczką z nazwa słowacką jest mniejsza, niebieska z nazwą rusińską. Pierwsza wieś i pierwsza cerkiew - murowana. W każdej następnej to samo - zwykle kościół i cerkiew, czasem tylko cerkiew, a czasem kościół w dawnej cerkwi. Te drewniane maja prawie 300 lat.


Podjazdy na pierwszy dzień lekkie - najwyżej po 100 metrów. Po jednym ze zjazdów niemiła niespodzianka - pana. W maju też po godzinie jazdy złapałem gumę, więc tradycji stało się zadość. Na odcinku drogi krajowej do Svidnika Mariusz każe mi spojrzeć w prawo. Tam szok - na pomniku upamiętniającym bitwę o Przełęcz Dukielską dwa czołgi - pospolity T-34 ("Rudy") rozjeżdża gąsienicami niemieckiego Panzer IV! Seria zdjęć i ruszamy dalej ciekawi, jakie to cuda musza być w svidnickim muzeum. Tam jednak takich cudów już nie ma - z okupanckiego sprzętu jedynie półgąsienicowy transporter. Poza nim samolot transportowy Li-2, katiusza, kilka wersji T-34 i parę armat. Ekspozycja wewnątrz również godna polecenia.


Podczas zwiedzania pleneru muzeum rozpętuje się burza. Uciekamy przed supermarket, gdzie pod daszkiem spotykamy grupę rowerzystów pedałujących do Jerozolimy.
Ze Svidnika wyjeżdżamy na północny zachód, by po kilku kilometrach opuścić główną drogę zgodnie ze znakami cyklomagistrali. Droga znów faluje to w górę to w dół, jednak żaden z podjazdów nie wyciska z nas siódmych potów. Do Bardejova wjeżdżamy około 19. Kierujemy się zaraz to turystickej ubytovni, gdzie po kilkunastominutowym boju dostajemy pokój.
Krótki wieczorny spacer po mieście i idziemy spać. Niestety - 4 piętra niżej, w skrzydle budynku w najlepsze trwa cygańskie wesele (konkretne, nawet pogotowie interweniowało), więc zasypiamy po 4 - znowu nie wstaniemy o świcie i pewnie do Krompach tez nie uda się dojechać...



Niedziela, 23 lipca
Bardejov - Presov (51 km)

Dzień zaczynamy od zwiedzania bardejowskiej starówki. Oprócz imponującego gotyckiego kościoła św. Egidiusa trafiam na zaszytą w bocznej uliczce małą synagogę. Cała starówka zresztą urzeka pięknem, miasto porównuje się do Krakowa, moim zdaniem bardziej przypomina nastrojem Chełmno.




Zaraz za miastem zaczyna się wspinaczka. O tyle nieprzyjemna, że (poza upałem) dokuczają upierdliwe końskie muchy. Będą one przekleństwem całego odcinka przez Szarysz. Droga przypomina dzień poprzedni, tyle, że pagórki są już trochę wyższe, spotykamy dwójkę rodaków, z którymi aż do Preszowa będziemy się co chwile mijać. Zabytkowe wsie mijamy jak w kalejdoskopie, w końcu pojawia się las. Po kilometrach w słońcu jest to zasłużona ulga. Ostry podjazd i szaleńczy zjazd. Nawet nie zdążyliśmy założyć kasków, które przez upał powiesiliśmy na kierownicach. Wjazd w teren zabudowany z sześćdziesiątka na liczniku i już jesteśmy w Preszowie.
Miasto jest duże, sprawia wrażenie sporo większego niż w rzeczywistości (91 000 mieszkańców), ale w końcu jest to trzeci ośrodek Słowacji. Starówka piękna z dużym (jednym z największych na Słowacji) gotyckim kościołem św. Mikołaja na rynku. Jedno, co nie pasuje to stojący na samym środku rynku obelisk wdzięcznosci z sierpem i młotem. Obiad, zakupy w Tesco (nie liczcie, ze w niedzielę znajdziecie inny niż supermarket otwarty sklep), kilka zdjęć i chcemy ruszać dalej. Juz po kilku metrach czuję, że cos jest nie tak. Znowu flak. Znowu na tylnym kole. Przyjmuje to z lekką ulgą - upał tak mnie wykończył, że dalsza jazda mogłaby się dla mnie źle skończyć - chwilę wcześniej przejechałem na czerwonym. Bez większych kłopotów (poza zmiana adresu ubytovni) znajdujemy nocleg. Tam wychodzi na jaw bolesna prawda - do wymiany jest tylna opona - duża dziura powodowała przecieranie dętek.



Poniedziałek, 24 lipca
Presov - Spisskie Vlachy (55 km)

Dziś przymusowo marudzimy - najwcześniej o 9 otwierają sklep rowerowy. Dętka i opona kosztują razem 270 koron. Szybko montujemy, instalujemy się i ruszamy. Po kilometrze zawracam po zostawiony plecak. Zwraca przy tym moją uwagę przekrzywiony wentyl nowej dętki. Cóż - grunt, że trzyma powietrze. Wyjeżdżamy z miasta i zaraz skręcamy na Margecany. Po chwili Mariusz zjeżdża na parking z wiatą. Upał go wykańcza. Mnie zresztą też. Po chwili jednak słońce się trochę chowa i ruszamy dalej. Pierwsze serpentyny i okazuje się, ze nie mogę wrzucić najlżejszego biegu. W ostatniej wiosce (Żipow) przed największym tego dnia podjazdem próbujemy zrobić zakupy - niestety, sklep ma przerwę obiadową. Słowacka specyfika. Ruszamy do góry. Kolejna próba wrzucenia łańcucha na największa zębatkę kończy się zaklinowaniem łańcucha między kasetą a szprychami. Po kilku minutach udaje mi się tymczasowo naprawić i, podziwiając widok na dolinę, ruszam dalej. Droga pnie się do góry, najpierw polami (końskie muchy!), potem juz lasem.
W końcu docieram na przełęcz, gdzie czeka na mnie Mariusz. Rezygnujemy z odpoczynku zważywszy na oznaki burzy i fakt, ze nad nami przebiega linia przesyłowa. Przepuszczamy samochody i ruszamy w dół. Najpierw nieśmiało, nawet trzeba pedałować, potem za napęd wystarcza grawitacja. Droga prosta, niezbyt może równa, ale bez dziur, więc szybko osiągam 60 kilometrów na godzinę.
Po kilku minutach takiej jazdy jesteśmy w Margecanach. Zakupy, przekąska i ruszamy dalej. Teraz jest już lekko. Podjazdy delikatne, zjazdy najwyżej na 45km/h. Za to pojawiają się cygańskie slumsy. W Krompachach jesteśmy około 15, decydujemy się na obiad. Decyzja niezbyt słuszna, bo po obfitym posiłku dopada nas rozleniwienie. Pojawia się tez problem z rowerem Mariusza - luz na tylnej osi. W miejscowości Spisskie Vlachy znajdujemy serwis, gdzie za 50 koron udaje się to naprawić. Ponieważ jest juz dość późno, a szans na dojazd w słowacki Raj już nie ma decydujemy się na nocleg u właściciela serwisu - cena atrakcyjna, a warunki doskonałe. Przy okazji zwiedzamy senną mieścinę z gotyckim kościołem i charakterystycznym baniastym ratuszem. Spać idziemy wcześnie.


Wtorek, 25 lipca
Spisskie Vlachy - Tatranskia Strba (55 km pedałowania)

Pobudka przed 7, zakupy i w drogę. Do Spiskiej Nowej Wsi 30 km i kilka ostrych podjazdów. Robiąc dwa krótkie odpoczynki docieramy tam około dziewiątej. Udajemy się na starówkę zobaczyć z bliska najwyższą (87m) wieżę Słowacji przy XIV wiecznym kościele Wniebowzięcia NMP.

Na pociąg do Popradu czekamy 10 minut. Wagony przystosowane do przewozu rowerów i niskie ceny przekonały nas by w ten sposób uniknąć ruchliwej drogi nr 18.
W Popradzie ładujemy się w tramwaj do Smokowca. Widać już Tatry, ale niestety za chmurami. Chwilami tylko wyłania się Sławkowski. Dopiero pedałując cestą slobody w całej okazałości podziwiamy masyw Gierlacha.

Droga wbrew temu, co mówią nie jest zbyt ruchliwa, rowerzystom pomaga szerokie pobocze. Także podjazdy są łagodne. Kawałek przed mostem na Popradzie czuje znajome uczucie jazdy na feldze. Charakterystyczny zapach sugeruje wyrwany wentyl. Na placyku przy moście moje obawy się potwierdzają. Dobrze, że załatałem dętkę z pierwszego dnia. Po dwudziestu minutach, z duszą na ramieniu, ruszamy dalej. Ładny podjazd do Szczyrbskiego, trochę mniej ładna miejscowość i postój nad jeziorem skąd przepędza nas deszcz.

Zjazd do Szczyrby - szybki, z profilowanymi zakrętami, coś cudownego. Pyszny obiad przekonuje nas do noclegu na niezbyt tanim (155Sk/os), ale sympatycznym autocampingu. Wreszcie przyda się namiot.


Środa, 26 lipca

Tatranska Strba - Rysy - Tatranska Strba

Pobudka po 5. Słoneczko już wstało i przebija się przez drzewa, ale powietrze nadal przejmuje chłodem. Toaleta, pakowanie plecaka i punkt 6 jesteśmy na stacji zębatki. W Strbskim Plesie udaje się nam kupić jakieś śniadanie. Pełni energii ruszamy Magistralą do góry.
Dzień pieszy był w programie wyprawy od początku, ale początkowo miał dotyczyć Słowackiego Raju. Jednakże prognozy pogody dały nam nadzieję, że uda się zaliczyć Rysy.





Chwila postoju nad Popradzkim, zmiana plecaka (jeden na dwóch) i dziarsko do góry. Krajobraz cudowny, widoki zmieniają się, co chwilę. Mimo, że jest lipiec Tatry prezentują się cudownie. Na odcinku z łańcuchami zwraca nasza uwagę stara poręczówka rozpięta wzdłuż nich. Nie dość, że jest przetarta to jeszcze można się o nią potknąć. Przed chatą pod Rysami trzeba pokonać mały płat śniegu. Z wypożyczenia roweru, mimo korzystnej ceny, po przymiarce zaś rezygnujemy;)


Za schroniskiem czeka nas kolejny płat, przez który wychodzimy na Wagę. Naszym oczom ukazuje się wreszcie Galeria Gankowa. Kiedy opowiadam Mariuszowi legendę o brzęczących hakach Birkenmajera o powtórzenie prosi mnie rodzinka z dwójką małych dzieci. Tak ku przestrodze.
Na Rysach pierwszy melduje się ja. Chwilę później dociera Mariusz. Seria zdjęć, telefon do rodziny (zasięg z Polski) i podziwianie jakiegoś myszowatego (polnik tatrzański).


Zejście w dół jest już bardziej upierdliwe. O ile Mariusz w wibramowych półbutach jakoś sobie radzi na śniegu, o tyle je w tanich adidaskach nie do końca panuję nad torem zejścia. Drugi płat pokonujemy dupozjazdem. Na dalszym zejściu zaczynają mnie konkretnie boleć stopy, jednak kuszę się, na choć pobieżne zwiedzenie cmentarzyka pod Osterwą. Potem mogę juz wymoczyć nogi w Stawie.


Pod wieczór meldujemy się na campingu.

Czwartek, 27 lipca
Tatranska Strba - Kvacany (75 km)

Tym razem pobudka bez pośpiechu. Zwijamy namiot, pakujemy się i po ósmej rano jedziemy już zębatką do góry - tym razem jednak z rowerami. Chwila zjazdu do Drogi Wolności i odtąd już delikatniej w dół. Droga wije się lasem, czasem przez wiatrołomy odsłaniając widok na Krywań. Ostre turnie Tatr Wysokich ustępują łagodnym kopom Zachodnich. W końcu zatrzymujemy się w Pribilinie. Niestety - nie stać nas na zwiedzenie skansenu (z pozwoleniem na fotografowanie około 200 Sk), więc zadowalamy się tym, co widać przez płot. Znów powtarzamy formułkę "może innym razem".


Droga skręca na południe kierując się ku Niskim Tatrom. Zjeżdżamy w Kotlinę Liptowską. W Liptowskim Hradoku zjeżdżamy na główną drogę, na szczęście niezbyt ruchliwą dzięki równoległej autostradzie. W Liptowskim Mikulaszu wymieniamy 'żelazne' 100 złotych i kupuję zapasową dętkę. Mariusz proponuje by pojechać na camping, zostawić graty i na lekko uderzyć do Doliny Demianowskiej. Niestety - na campingu okazuje się, że ostatnie wejście do jaskiń jest godzinę wcześniej niż myśleliśmy. Rezygnujemy. Dzięki temu możemy jednak poszukać noclegu gdzie indziej. Camping w Liptowskim Trnovcu nie przypomina niczym kameralnego pola w Strbie. Zostajemy tylko na godzinę poleżeć sobie nad Liptowską Marą. Kierujemy się na Kvacany, gdzie mamy zamiar zanocować. Na małym pólku namiotowym dostajemy nocleg za dość przyzwoitą cenę. Urocza wieś, wciśnięta między Góry Choczańskie i Tatry, okazuje się mieć nawet kawiarenkę internetową.

Piątek, 28 lipca
Kvacany - Nowy Targ (70 km)

Wstajemy przed 7. W miejscowym sklepie kupujemy śniadanie (pyszne pączki) i ruszamy w stronę Doliny Kwaczańskiej. Asfalt ustępuje miejsca starej żwirowej drodze, stromo pnącej się na zbocza wąskiej, skalistej doliny. Rowery nawet prowadzić jest ciężko, jednak wyznakowano tędy główną orawską cyklomagistralę. Pod nami 100 metrów pionowej ściany. Droga się wypłaszcza, a znak pokazuje zejście na Obłazy - urokliwą polanę, z trzema zabytkowymi młynami, z których jeden pracuje.


Wracamy do miejsca, gdzie zostawiliśmy rowery i kontynuujemy zjazd kamienistą drogą. Parking oznacza, że jedyny odcinek MTB jest już za nami - teraz przez wieś Huty musimy wspiąć się jeszcze 200 metrów do góry. Wymęczeni docieramy w końcu do głównej drogi na Zuberec. Pojawia się znak "niebezpieczny zjazd 12%" - zakładamy więc kaski. NA liczniku 40,50,60 km/h, a droga robi się jeszcze bardziej stroma. Hamuje przy 66 - Mariusz dociągnął do 70 km/h. Teraz jednak robi się niebezpiecznie - wyjeżdżająca z kamieniołomu wywrotka wymusza n mnie pierwszeństwo, a potem skręcając bez kierunkowskazu pakuje mnie w żwirowe pobocze. Wszystko przy 40 km/h.
W Zubercu skręcamy na Orawice. Znów ponad 200 metrów do góry. Kiedy już myślimy, że dalej nie da rady wjeżdżamy na siodło przełęczy. Zjazd, przelot przez wieś (w basenach tyle ludzi, że nawet nie widać wody, podobnie było w Tatralandii)
Przed granicą jeszcze trzy krótkie, ale dające kość podjazdy. Zakupy, odprawa i jesteśmy w Chochołowie. Na zjeździe do Cichego przypominamy sobie, co to są dziury w drodze. Przez ostatni tydzień nie widzieliśmy ani jednej. Około 15 jesteśmy w Nowym Targu - tradycyjnym już miejscu kończenia moich wypraw.



Informacje praktyczne później.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mefistofeles
diabeł wcielony
diabeł wcielony



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 575
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Inowrocław

PostWysłany: Wto 20:03, 15 Sie 2006    Temat postu:

Informacje praktyczne

Dojazd.
Na granicy ze Słowacją jest kilkaście przejść drogowych, 3 kolejowe i niezliczona ilość turystycznych. Przy przekraczaniu granicy kolejowym najlepiej dojechać do stacji granicznej i przesiąść się na niej w pociąg (vlak) słowacki.

Drogi i koleje.
Drogi (cesty) są doskonałe. Równe, szerokie. Przy tych bardziej ruchliwych zwykle jest szerokie asfaltowe pobocze. Kierowcy zdyscyplinowani. Myśl o rowerzystach przyświeca też słowackim kolejom (ŻSR). Wiekszość wagonów ma wydzielone przedziały dla rowerów, cena za przewóz też jest atrakcyjna (20 Sk).

Noclegi.

Powtórze za innymi autorami. Jeśli nie planujesz noclegu na dziko nie warto brac namiotu (stanu). Generalnie w każdej choc troche turystycznej miejscowości nie jest problemem znaleźć ubytovanie w rozsądnej (200-220Sk) cenie. Dla przykładu ceny campingów rzadko schodzą poniżje 150 Sk/os a widzieliśmy taki za 200. Można rozbić namiot taniej na prywatnym podwórku, ale wtedy możesz nie mieć nawet ciepłej wody. W większych miastach można spać w turystycznych hotelach, tzw turistickich ubytovniach. Cena do 250 Sk.

Jedzenie.

Sklep spożywczy to potraviny, zakupy mozna też zrobić w mleczarni - mlekaren. Czynne sa zwykle od wczesnego ranka do 16-18, bywa, że z przerwą na obiad. W sobotnie popołudnia i niedziele czynne są tylko zachodnie supermarkety. Ceny produktów spożywczych oraz potraw w jadłodajniach - podobne jak u nas.

Mapy i przewodniki
Z mapami dla rowerzystów jest mały problem. Do wyboru są 'pięcdziesiątki' i 'setki' słowackiego wydawnictwa VKU Harmanec. Turysta rowerowy ma tu dylemat, gdyż mapy 1:100000 nie mają naniesionych poziomic, dzięki czemu nie ma informacji o profilu planowanej trasy. Mapy 1:50000 są natomiast zbyt dokładne dla szybko przemieszczającego sie rowerzysty. Jedne i drugie można nabywac zarówno w arkuszach jak i atlasach ('pięćdziesiątki' w formie segregatora)
Na rynku przewodników interesującą pozycją jest "Słowacja na rowerze" Aleksandra Buczyńskiego. Poza propozycjami tras zawiera szereg praktycznych informacji oraz nieoceniony polsko-słowacki słownik części rowerowych.
Na etapie planowania warto zajrzeć do internetowego przewodnika Macieja Pinkwarta po pólnocnej Słowacji - [link widoczny dla zalogowanych] .

Język

O tym, że nie należy na Słowacji niczego szukać tylko hladat' wie każdy. Generalnie nie ma potrzeby uczenia się słowackiego, choć z czasem kilka słówek czy zwrotów się przydaje. Pytając przechodniów warto zaczynać od prepačte - na polskie 'przepraszam' czesto nie reagują. W razie kłopotów z rowerem warto też miec pod ręką wspomniany słownik części. Sklep rowerowy to predaj bicyklov, serwis zaś to cykloservis.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
eliaszak
Wstępujący na szlaki forum
Wstępujący na szlaki forum



Dołączył: 06 Lip 2016
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin

PostWysłany: Pon 16:26, 05 Gru 2016    Temat postu:

słowacja jest bardzo dobrym pomysłem na wyjazd. Kilka dni w górach i z dobrym, słowackim jedzonkiem, to coś dla mnie Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rallus432
Wstępujący na szlaki forum
Wstępujący na szlaki forum



Dołączył: 12 Gru 2016
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:17, 12 Gru 2016    Temat postu:

No w słowacji jest bardzo dużo do zwiedzania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
bogddan44
Wstępujący na szlaki forum
Wstępujący na szlaki forum



Dołączył: 17 Lis 2016
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 14:52, 09 Lut 2017    Temat postu:

Teraz za zimno, ale wiosną.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum.babia.pl Strona Główna -> MTB i sporty zimowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin